Minęło lato i zgodnie z pesymistycznymi przewidywaniami nie zrobiliśmy remontu pokoju. Stop – remontu, to za dużo powiedziane, właściwie chodziło o odświeżenie, przede wszystkim o odmalowanie. Można by też dwie szafki wymienić. Ale zrobiło się ciepło, więc wykorzystując być może ostatnie w tym roku ciepłe dni, szybko zebraliśmy się na naradę w celu ostatecznego określenia koloru ścian (wcześniejsze pomysły zbyt często się zmieniały, żeby można było się na nich oprzeć) i ustalenia czy przy okazji nie trzeba by czegoś poprawić np. zrobić dodatkowe oświetlenie, zmienić lokalizację gniazdka, itp. Pewnie wszystko byłoby pięknie, gdybym nie zaczęła od przeglądania prasówki oraz blogów opisujących aranżacje wnętrz. Oczywiście zgadzam się z tym, że na co dzień wnętrza te nie wyglądają tak jak na zdjęciach, ale umówmy się, zwolenniczką „mody” panującej np. w latach 80-tych nie jestem. Po przejrzeniu wielu stron, moje dotychczasowe „chciałabym żeby było tak” uległo diametralnej zmianie. Z odcieni jasnych, kremowych (wahałam się pomiędzy cappuccino a jasnym grafitem), zrobił się dość ciemny jeansowy granat. Do tego zaczęłam rozglądać się za fototapetami – wzór nadal negocjujemy, osobiście optuję za przewagą na nim pomarańczowego. Ponieważ pokój stanie się przez to ciemniejszy, trzeba będzie zamontować dodatkowe oświetlenie. Na szczęście są taśmy led, więc rachunki za energię nie powinny podskoczyć. Już nawet mam pomysł gdzie i jak je zamontować. Ładna pogoda nie będzie trwała wiecznie, trzeba więc szybko podjąć decyzję… A do tego myślimy o ogrzewaniu podłogowym w łazience (to taki pomysł z ostatniej chwili, choć napomykany co zimę), co niestety wiązałoby się z większą demolką, bo trzeba by skuć płytki, położyć ogrzewanie, zrobić nową wylewkę, no i od nowa kafle… Sporo roboty, albo raczej sprzątania i czekania, bo przy tego typu pracach najdłuższe jest schnięcie.